Kilka dni temu spotkała mnie sytuacja, której się nie spodziewałam. Zadzwoniła do mnie pielęgniarka i powiedziała, że zalegamy ze szczepieniami. Miło nie było.
Chodziło o MMR. Drugą dawkę. Nie znam na pamięć kalendarza szczepień, ale miesiąc temu specjalnie dopytywałam naszej lekarki, czy mamy jeszcze jakieś zaległe szczepienia. Odpowiedziałam pielęgniarce, że w porządku, sprawdzę to i się skontaktuję. I dostało mi się! Pani Basiu, tu nie ma co sprawdzać! Jutro pani przyjedzie po receptę, a pojutrze szczepimy! I dalej w tym duchu. Ha, zostałam potraktowana jak pospolity antyszczepionkowiec!
Czy 80 lat temu mój pradziadek zastanawiałby się nad szczepieniem swych dzieci? Nad niedzielnym rosołem, ocierając sumiastego wąsa rzekłby do mej prababki: Zofio! Azaliż szczepionki sam szatan w swej przebiegłości nam zesłał! Jakieś 80 lat temu moi pradziadkowie w ciągu zaledwie kilku tygodni stracili dwoje swoich dzieci. Dzieci zmarły na chorobę, którą dziś skutecznie eliminuje się szczepieniami. Janinka miała 10 lat, a mały Bolek zaledwie 7 miesięcy. Co czuli moi pradziadkowie składając do grobu swoje ukochane maleństwa? Czy gdyby mieli możliwość zaszczepienia i uratowania ich życia, robiliby fochy, że nie podoba im się skład albo chcą się wstrzymać jeszcze kilka miesięcy, lat?
Gdyby 80 lat temu szczepionki były dostępne tak jak obecnie, mój dziadek nie zostałby jedynakiem, a ja miałabym sporo większą rodzinę, kilku, a może nawet kilkunastu kuzynów. Może Marysia nie byłaby teraz jedynym dzieckiem w rodzinie i miałaby z kim się bawić na rodzinnych spotkaniach?
Każdy rodzic chce dla swoich dzieci najlepiej. Strach jest zrozumiały, ale nie może być wytłumaczeniem. Tam, gdzie wkracza niewiedza, a nawet – trzeba to powiedzieć odważnie – głupota, trzeba powiedzieć STOP.
Antyszczepionkowcy bazują na tzw. odporności zbiorowej. Polega to na tym, że jeśli odpowiednio dużo osób w społeczeństwie jest zaszczepionych na daną chorobę, potencjalnych nosicieli jest zbyt mało, aby choroba mogła się rozprzestrzeniać i jej występowanie zanika. W zależności od choroby, poziom wyszczepienia społeczeństwa powinien wynosić ok. 80-90%, aby można było mówić o odporności zbiorowej. To świetnie, że tak to działa, bo zostaje margines, który pozwala czuć się w miarę bezpiecznie osobom, które z względów zdrowotnych [głównie immunologicznych] nie mogą zostać zaszczepione. To oznacza, że antyszczepionkowcy powinni dbać o to, aby odporność zbiorowa istniała w społeczeństwie. Logicznie rozumując STOP NOP powinno być czymś w rodzaju tajnej organizacji, która między sobą szerzy „prawdziwe” informacje o skorumpowanych lekarzach i mordowaniu „niepokornych” medyków [serio coś takiego wyczytałam :D], a jednocześnie na zewnątrz dba, aby odpowiednia liczba „jeleni” szczepiła swoje dzieci zapewniając bezpieczeństwo nieszczepionym dzieciom członków tajnego stowarzyszenia. Tymczasem STOP NOP i byty pokrewne sieją propagandą jawnie i otwarcie. Co więcej nawet w Niemczech, gdzie odporność zbiorowa na odrę spadła niedawno poniżej progu bezpieczeństwa, antyszczepionkowcy nie tylko nie przenieśli się do podziemia, ale nadal jawnie nawołują do nieszczepienia. Sądzę, że nie wymaga to dalszego komentarza.
Papier wszystko przyjmie. Internet też. Szkoda, że znajdą się osoby, dla których anonimowe pisadła, napisane być może przez Twojego sąsiada z 3. piętra [a skąd wiesz, że to nie on?] są ważniejsze od publikacji naukowych, lat badań i wreszcie wspaniałych efektów w postaci zwiększenia przeżywalności dzieci z 10% w XIXw. [tak, tak!] do ponad 99% obecnie! I szkoda, że to nie oni poniosą ewentualne konsekwencje, ale ci, którzy nie mają nic do powiedzenia.
Słowa pielęgniarki nie były zbyt uprzejme. Ale wiecie co? Nie mam w ogóle pretensji, że zostałam tak potraktowana. Nawet się cieszę. Jeśli dzięki takiemu podejściu choć kilkoro dzieci więcej zostanie zaszczepionych, to warto! Dziękuję, pani Jolu!
P.S. Marysia oczywiście na wszystko zaszczepiona, pielęgniarce coś się pomyliło.
Jestem mamą dwójki dzieci i obydwoje są szczepieni. Sama zalegałam z dwiema szczepieniami syna, ale nadrabiamy zaległości – na szczęście nikt jeszcze źle nas z tego powodu nie potraktował :) Nigdy nie zgłębiałam argumentów którymi posługują się rodzice nieszczepiący swoje dzieci bo szczerze nie jest mi to potrzebne. W naszym otoczeniu i w przypadku moich dzieci nawet gorączki czy złego samopoczucia nigdy nie było po szczepieniu. Zawsze jednak zabieram całkowicie zdrowe dzieciaki i słowa lekarza że katar nie jest przeciwskazaniem nie działają na mnie. Czasami u nas jest tak że katar i nagle zapalenie płuc, więc dmucham na zimne.
Dzięki za ten tekst! Tylko czy dotrze do właściwych osób? Oby choć do części. Sama szczepię córkę, również na nieobowiązkowe szczepienia. Nie rozumiem dlaczego ludzie nie korzystają z dobrodziejstw rozwijającej się medycyny…. a co gorsze sieją jeszcze zamęt… oby nie musieli potem żałować…. I drażni mnie niezmiernie fakt, że przez czyjąś niewiedzę bądź głupotę i moje dziecko, choć szczepione, jest narażone na ryzyko…. bo oczywiście szczepionki nie dają gwarancji że nie zachoruje choć znacznie to ryzyko zmniejszają. Wydaje mi się, że wiedza o szczepieniach wśród rodziców jest naprawdę marna. Na przykład ostatnio spotkałam się z ogólnym przyzwoleniem i pogodzeniem się z faktem, że dziecko musi przejść ospę… no bo cóż to za choroba – parę kropek… A ja się pytam – co ze szczepieniem?! Jedno będzie miało parę kropek, a inne gorączkę i jeszcze jakieś powikłania… i gdzie w tym wszystkim służba zdrowia i uświadamianie rodziców?
Takie historie sa potrzebne. Ludziom jest za wygodnie i nie ptrafią docenić tego co mają.
Bardzo dobry wpis!
Nieszczepienie dziecka jest wg mnie totalną lekkomyślnością i brakiem wiedzy. Oczywiście nie mówię tutaj o sytuacjach, w których szczepienie ze względów medycznych nie jest wskazane.
Pamiętam jak bardzo zdziwiona byłam, kiedy jeszcze przed akcją porodową wypełniałam jakieś papiery w szpitalu…a położna pyta mnie czy będziemy szczepić dziecko…pytanie było dla mnie absurdalne…wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ktoś decyduje się na nieszczepienie