Jeśli lubicie spędzać czas wolny grając ze znajomymi w planszówki, a nazwy takie jak „Wsiąść do pociągu”, „Carcassone” czy „Talisman” nie są Wam obce, to z pewnością witając nowego członka rodziny zastanawialiście się, kiedy będzie z niego „czwarty do brydża”. My mamy za sobą już kilka podejść do gier niby dla dwulatków, ale dopiero „Nawlekaj, nie czekaj” okazało się strzałem w „10”.
Gra składa się z trzech sznurków, zestawu kolorowych kuleczek do nawlekania, kart o różnych poziomach trudności i klepsydry. W skrócie zabawa polega na tym, że gracze muszą na swój sznurek nawlec koraliki w odpowiedniej kolejności zgodnie z zadanym wzorem. Instrukcja przewiduje kilka wariantów rozgrywki: na czas lub bez takiego ograniczenia, z pamięci lub przy odsłoniętej karcie, turowo lub wszyscy jednocześnie.
Dynamika rozgrywki nie jest powalająca, więc jeśli liczycie na emocjonujący wieczór z kulkami i sznurkami, to od razu mówię, że raczej się przeliczycie :) Zanim dziecko wybierze odpowiednie kulki, nawlecze, zdejmie złe, nawlecze prawidłowe, a potem porówna ze wzorem to mija solidny kawałek czasu :) Dlatego nam najlepiej sprawdza się wersja, w której gramy turowo i każdy ciągnie kartę dla siebie, a przy tym dorosły układa wzór z pamięci [to wprowadza do gry odrobinę emocji ;D ], a 3-latek przy odsłoniętej karcie. W takim wariancie dorosły załatwia swoją turę w kilkanaście sekund, a potem dziecko nawleka swoje koraliki przez 3 minuty, co daje czas na przewrócenie kotleta na patelni, wstawienie prania lub wyjście na niewielkie zakupy. Jest to też fajny sposób spędzenia z dzieckiem popołudnia ze znajomymi, ponieważ dziecko znajduje się wtedy w rzadko spotykanym trójkącie: jest z rodzicami, jest zajęte i nie zawraca głowy ;)
Marysia zaczęła grać „w kulki” krótko po swoich trzecich urodzinach. Już wtedy musieliśmy odłożyć karty z dwoma koralikami, bo były dla niej zbyt proste [pewnie przydadzą się jeszcze jak zaczniemy z nią grać w wersji z zasłoniętą kartą]. Dlatego gra z pewnością nada się także dla 2,5-latków, a być może nawet dwulatków [wg instrukcji jest od 3 lat]. Pewną wadą jest dla mnie ograniczenie tylko do trzech graczy i brak możliwości dokupienia rozszerzenia, ale ostatecznie w grze turowej nie stanowi to poważnego problemu, bo można się wymieniać sznurkami.
„Nawlekaj, nie czekaj” bardzo fajnie rozwija dziecko. Począwszy od nauki kolorów, przez wprowadzenie tematu kolejności [ambitni rodzice mogą się pokusić o wprowadzanie liczb porządkowych ;) ], kończąc na rozwoju motoryki małej. Dużą zaletą jest też skalowalność trudności, co pozwala dostosować grę do osób w różnym wieku. Polecam nie tylko dla rodzin z tradycjami planszówkowymi :)
„Nawlekaj, nie czekaj” można kupić tutaj za 26zł.
Niektóre linki umieszczone w powyższym wpisie są linkami afiliacyjnymi. Oznacza to, że jeśli klikniesz w taki link, a następnie dokonasz zakupu, otrzymam z tego tytułu niewielką prowizję. Nie ma to wpływu na cenę, którą zapłacisz za swoje zakupy. Wszystkie zyski z bloga zasilają konta oszczędnościowe Marysi i Helenki na dobry start w dorosłość.
Napisz pierwszy komentarz