Na pierwsze urodziny Marysi chcieliśmy dać jej bardzo specjalny prezent. Wymagania były konkretne: nie jakaś pierdółka [chociaż dziecko i tak nie kojarzy okazji], nie zabawka, którą pobawi się kilka miesięcy. Coś, do czego będzie mogła wrócić z uśmiechem za 10, 20, 30 lat i nadal będzie jej służyć. I choć do tego celu świetnie nadałaby się na przykład piękna biżuteria [dziś sama bardzo chciałabym mieć taką pamiątkę!], to nie chcieliśmy, żeby prezent musiał nabierać mocy przez lata leżakowania w szufladzie. Stanęło na lalce-przytulance.
Wybór był trudny, a pewne było tylko jedno – lalka musi być miękka i miła dla dziecka. Wśród zalewu mniej i bardziej tradycyjnych, fabrycznych i tych ręcznie robionych, naszą uwagę przykuły Przytullale. Wygrało made in Poland, bawełna i ekologiczne materiały, a do tego neutralne wzornictwo, jakość wykonania i wspaniałe włosy.
Włosy to dla mnie jedna z najważniejszych, a może nawet najważniejsza sprawa u każdej lalki! Te u Lisy są cudnie ułożone, mięciutkie i na tyle długie, że można z nich czesać różne fryzury, co zresztą Marysia już po swojemu uskutecznia ;)
Lisa dostała w komplecie piękną suknię uszytą z dbałością o szczegóły – z marszczeniami, dobrze odszytą, z miłego materiału. Dodatkową zaletą jest to, że można dokupić jej też inne ubranka, co na pewno uczynimy, jeśli zainteresowanie lalką utrzyma się.
Uśmiech marysiowej lalki został zaprojektowany przeze mnie i wykonany dla nas na specjalne życzenie przez przemiłą panią Agnieszkę. Można w sumie powiedzieć, że Lisa Marysi jest w 100% unikatową sztuką :)
Na pewno nie każdemu spodobają się oczy Lisy. Mój mąż skomentował je: umarta lalka ;) Ja tam wolę widzieć w nich piękne długie rzęsy ;) Rozchodzi się jednak o to, żeby lalka miała w sobie coś charakterystycznego. To COŚ, co sprawi, że to właśnie ona, a nie inne, zostanie ulubioną lalką z dzieciństwa Marysi. Wiecie jaka była moja ulubiona lalka? Jeśli z mojej dziecięcej, naprawdę pokaźnej kolekcji miałabym wybrać tę jedną jedyną, którą zachowam, nie byłaby to żadna Barbie, nie byłby to ten miesiącami wybłagany dzidziuś z siusiakiem, którego mama przywiozła mi z Berlina, ani żadna inna z kilkudziesięciu lalek, które dzieliły ze mną pokój. Byłby to… jednozębny jaskiniowiec, któremu zawsze wszyscy się dziwili: co on robi w pokoju dziewczynki? ;)
My zrobiliśmy swoje. Wybraliśmy made in Poland, ekologię, jakość i urodę. Teraz przekonamy się, czy Marysia wybierze Lisę :)
Btw. też mieliście w dzieciństwie jakieś dziwne lalki???
Też szukam czegoś specjalnego na roczek córki. na pewno wezme te lalki pod uwagę. Dziękuje za ten wpis.
Cześć Basiu :) Cieszę się, że zainspirowałam :)
Ja miałam takie baby z zamkniętymi oczkami. Miało miękki tułów. Pamietam ze znalazłam je w pokoju zanim „święty Mikołaj przyszedł”, ale i tak była moja ulubiona lalką.
:)