Są plusy ujemne i minusy dodatnie, a ponadto trochę szoku, zdziwienia i bunt przeciwko systemowi.
Kiedy me dziecię zainteresowało się wtykaniem klocków w otworki, postanowiłam nabyć jej sorter, ale JAKIŚ FAJNY. Wszystko było plastikowe, brzydkie lub kosztowało 150 zeta z czterema klockami w zestawie. Ostatecznie stanęło na Arce Noego od Melissa and Doug.
Zestaw
Cały statek i wszystkie figurki są wykonane z drewna, co było dla mnie warunkiem koniecznym. Arka jest duża, posiada otwory o kształtach zwierząt i z obu stron otwierane włazy. W komplecie jest aż 28 figurek, co było dla mnie ostatecznym argumentem za wyborem tego właśnie sortera. Wszystkie figurki występują w parach, więc jest 14 kształtów, tj. 14 par stworzeń. Niektóre spośród nich występują w wersji damskiej i męskiej. Jeśli ważne są dla Was klimaty religijne, taki zestaw na pewno najfajniej posłuży do przekazania opowieści o arce.
Całość opakowana jest w folię i plastikowe przegródki na zwierzęta.
Funkcjonalność
Tutaj zaczynają się schody, bo… większość zwierzątek pasuje do dowolnej dziury.
Zatem sorter nie jest de facto sorterem i nie uczy sortowania.
Bardzo to słabe jak za tę cenę. Nie trzeba było wiele, żeby rozwiązać ten problem. Wystarczyło, żeby figurki miały większą grubość i już ich wrzucenie byłoby możliwe tylko poprzez dopasowanie kształtów.
Estetyka i jakość
Niestety kolejne rozczarowanie. Mamy kilka zabawek od Melissa&Doug i żadnej z nich nie mogę nic zarzucić pod kątem jakości lub estetyki.
W Arce farby zostały nałożone niestarannie, dając brzydki efekt taniej chińskiej zabawki.
Po tej marce spodziewałam się znacznie więcej.
Sam statek wykonany jest dobrze, drzwi otwierają się miękko i łatwo nie dając żadnego oporu, a jednocześnie gumki trzymają je na tyle mocno, że nie ma szans, aby otworzyły się samoistnie.
Wrażenia dziecka
Jeszcze raz podkreślę, że jestem bardzo zadowolona z dużej liczby zwierzątek w zestawie. Zwierzakom nie oprze się chyba żaden maluch i M. nie jest tutaj wyjątkiem. Zdarzało się, że z niektórymi z nich szła spać i nie dawała sobie ich odebrać za żadne skarby.
Marysia lubi bawić się nimi, oglądać, pokazywać, opowiadać. Lubi też wrzucać je do środka, a potem wyjmować, ale nie ma mowy o sortowaniu. Pogodziłam się z tym, że mamy statek, a nie sorter i szczerze mówiąc nawet nie próbowałam pokazywać dziecku, jak „powinna” je wkładać. Ma je wrzucić i to robi. Zadanie wykonane – dla mnie super! Nie musi przy tym robić tego w sposób, jakiego oczekują od niej inni. Myślę, że warto od małego uczyć dziecko myślenia, a nie odtwarzania. Chciałabym, żeby do problemów w swoim życiu zawsze podchodziła twórczo i umiała znaleźć swoją własną, najlepszą dla siebie drogę. Zarówno tych małych, codziennych, jak i prawdziwych życiowych dylematów [zostać lekarzem jak rodzice, czy muzykiem, bo to mnie naprawdę fascynuje?].
Podsumowanie
Sorter, który nie uczy sortowania i rozczarowująca jakość wykonania versus „miliard” figurek i uwielbienie dziecka. Uwielbienie Marysi pozwala mi nie żałować wyboru, ale drugi raz bym tego nie kupiła.
Napisz pierwszy komentarz