Jestem osobą sentymentalną. Lubię wracać do historii sprzed lat, wzrusza mnie, gdy zauważam, jak bardzo Marysia przypomina mnie z dzieciństwa. Na przykład to, że lubi prace plastyczne. Dla niej tradycyjne świecówki są good enough i chociaż wiem, że w ciągu ostatnich 30 lat pojawiła się cała masa artykułów plastycznych, o których małej Basi się nawet nie śniło, zupełnie nie czułam potrzeby, żeby się im bliżej przyjrzeć. Do czasu…
Pewnego dnia rozmawiałam z koleżanką, która opowiadała, że jej dziecko niechętnie rysuje. Pomyślałam sobie: Jak to?! Jak można nie lubić rysować?! Przecież wszystkie dzieci lubią podwędzić ze stołu długopis i podpisać się na ścianie, ot na przeciwko drzwi wejściowych! Postanowiłam jednak poszukać materiałów, które ułatwią nawiązanie przyjaźni artysty-to-be z kartką i kredką.
Kredki żelowe
Testowanie zaczęłam od kredek żelowych. Nie wiem, skąd taka nazwa, ale muszę przyznać, że są bardzo… intrygujące. Rysując nimi miałam wrażenie jakbym rysowała… szminką. Są bardzo miękkie i doskonale kryją. Kolory są soczyste i dają się lekko mieszać. W środku jest długi sztyft wysuwany za pomocą pokrętła.
Ok, przyznaję się. Rysowanie nimi jest tak wciągające, że podkradłam Marysi pół kolorowanki ;)
Zdaniem Marysi
Przyznam szczerze, że kredki zrobiły na Marysi duże wrażenie, ale niekoniecznie w takim znaczeniu, jakiego należałoby oczekiwać. Na początku wyjmowała i przekładała kredki z miejsca na miejsce w pudełku, zdejmowała i zakładała skuwki. No i niestety od razu rozpracowała system wykręcania sztyftu.
Kiedy po godzinie sortowanie wreszcie ją znudziło, zabrała się za rysowanie. I tu znowu konstrukcja kredek była przeszkodą, bo konieczność każdorazowego zdjęcia skuwki rozpraszała mi dziecię, które ponownie zaczynało się bardziej interesować mechanizmem kredki niż kolorowanką. Pomogło zdjęcie skuwek ze wszystkich kredek. Chwilę zajęło też ogarnięcie, że w przypadku tych kredek nie ma pełnego freestyle’u i istotny jest kąt nachylenia do powierzchni. Im dłuższy sztyft jest wysunięty, tym swobodniej można dobierać kąt, ale zwiększa to ryzyko złamania kredki.
Mydło wszystko umyje
Producent chwali, że
Każda kredka znajduje się w plastikowej obudowie, która dzięki mechanizmowi wysuwania gwarantuje czyste ręce podczas użytkowania.
Reklamą reklamą, a żywe dziecko żywym dzieckiem ;) Muszę jednak przyznać, że zmywanie kredek z twarzy, rąk i ciuchów poszło nad wyraz sprawnie.
Kredki lubią się z wodą i po przejechaniu mokrym pędzelkiem można uzyskać efekt akwareli. To dodatkowa atrakcja dla dziecka, dzięki czemu można jeszcze trochę dłużej się pobawić.
Podsumowanie
Trochę ponarzekałam, bo trzymam się założenia, że recenzje na BM są w 100% rzetelne i żadnej wadzie nie przepuszczę. Bądźmy jednak szczerzy – te kredki są oficjalnie dla dzieci nieco starszych. I dla nich sprawdzą się wyśmienicie. Dają intensywność flamastrów albo pasteli olejnych, a przy tym nie brudzą, nie zostawiają tłustych plam i nie przebijają. Doskonale nadają się do prac na dużym formacie, szczególnie gdy do pokrycia są duże jednolite powierzchnie.
Opakowanie kredek 12 kolorów kosztuję ok. 20-30zł. To sporo, ale według mnie warto je mieć.
Ocena: 7,5/10
Dla kogo
- dla dzieci, które nie umieją dociskać kredki, aby uzyskać wyrazisty kolor
- dla dzieci, które zaczynają kolorować
- do prac wielkoformatowych
A Wy korzystaliście już z kredek żelowych? Podzielcie się swoimi wrażeniami!
Sądzisz, że sprawdzą się dla żywiołowego 18-miesięczniaka?
Myślę, że warto spróbować. Kredki są fajne, więc jak nie teraz, to później na pewno się przydadzą :)
Moja 7-latka nie lubi rysowac tradycyjnymi kredkami ze wzgledu na klopoty z napięciem miesniowym. Kredki żelowe, pastele olejne itp przywrocily radosc rysowania :-) Dla nas prawdziwy hit! :-)