Wiadomo jak to z dzieckiem – ulubione zabawki to rzecz gustu. Dlatego pozytywne opinie o Lamaze traktowałam z dystansem, jednocześnie próbując rozkminić różnice pomiędzy poszczególnymi zabawkami posiłkując się skromnymi opisami i zaledwie kilkoma zdjęciami w internecie.
Ostatecznie w marysinej stajni zamieszkały trzy zwierzaki ze słynnej serii Lamaze: ośmiornica [przepraszam, KALMAR!], łoś i flaming.
Kapitan Kalmar [Captain Calamari]
Osiem macek [co druga wypełniona szeleszczącym materiałem], każda o innej fakturze, z intrygującym zakończeniem. Jedna trzyma dwa stukające owale, do innej jest przyczepiona kulka z grzechoczącymi koralikami. Od spodu, pomiędzy mackami umieszczone jest bezpieczne lusterko [na stan dzisiejszy - 7 mcy - Maria jeszcze go nie odkryła]. U góry kapelusz z szeleszczącego materiału.
Kalmar doskonale sprawdził się jako zabawka przywieszona do leżaczka. Zwisające nogi motywowały do ćwiczenia chwytania i świetnie sprawdzały się do żucia. Ileż się wtedy Maryśka naszarpała za te nogi, a przy tym jak ładnie grzechotało! Super!
Obecnie dziecię skupia się bardziej na detalach, ogląda szczegóły, zaś ulubionym elementem jest grzechotka, w której Maryś obserwuje małe, poruszające się kuleczki. Zabawka zdecydowanie jest w użyciu i cieszy się zainteresowaniem.
Łoś Mortimer [Mortimer the Moose]
Choć trudno powiedzieć, że któraś z zakupionych zabawek się nie sprawdziła, jednak śmiało mogę przyznać, że to Łoś okazał się największym hitem!
Cały wykonany jest z miłego futerka. W każdym z czterech kopyt umieszczony jest szeleszczący materiał i groch o różnej grubości. Od spodu mają ulubione przez dzieci czarno-białe wzory, a w dwóch z nich są dzwoneczki [każdy wydaje inny dźwięk]. Do tego różne faktury: gładki materiał, polar minky i lekko szorstka dzianina.
Do ogona łosia przyczepione są stukające owale, zaś w dupce ma piszczałkę ;) Uszy szeleszczą, a rogi to doskonałe gryzaki. I ta ostatnia cecha chyba zadecydowała o sukcesie łosia. Marysia obrabia te rogi aż miło!
Piszczący flaming [Cheery Chirpers Flamingo]
Mniejszy od kolegów, miał być idealną zabawką na początek. Tak się jednak nie stało.
Okazało się, że szyja-uchwyt jest za gruby dla łapki 4-miesięczniaka. Fajny okazał się dziób, bo dało się za niego od razu złapać oraz świetnie pasował do małej paszczy. Niestety nie dało się tego robić jednocześnie, więc albo zabawka była w paszczy umieszczona tam przez mamę, albo w ręce – bez możliwości pomemłania. Flaming stał się zdecydowanie bardziej pociągający ok. 6. miesiąca, kiedy chwyt był już doskonale opanowany, a Maria zaczęła ćwiczyć łapanie drobnych przedmiotów. Obecnie ulubionym elementem flaminga są jego stopy [ptaki mają stopy?], małe, miękkie, z szeleszczącego materiału, idealne do złapania paluszkami i do buzi.
Plus dla flaminga za nietypowy dźwięk piszczałki wydobywający się przy potrząsaniu zabawką w górę i w dół. Niestety słychać go tylko przy takim kierunku potrząsania, więc tak małemu dziecku trudno go samodzielnie wydobyć. Poza tym mamy standard – różne faktury i kolory.
Ostatecznie wszystkie trzy zabawki okazały się trafione. Kupiłam je kiedy Marysia miała 4 miesiące i zaczynała chwytać, ale dzięki bogactwu faktur i [łagodnych!] dźwięków spokojnie zdałyby egzamin nawet przy dziecku miesięcznym, które zaznajamiamy z otaczającym je światem. Można takiemu szkrabowi szeleścić, grzechotać lub miziać go po skórze różnymi materiałami. Zabawki są u nas już kilka miesięcy i widzę, że sposób, w jaki Maria się nimi bawi ulega zmianie, jednak stale są one interesujące i zajmujące. Mogę śmiało powiedzieć, że te zabawki rosną razem z dzieckiem.
Pełen wybór zabawek Lamaze znajdziesz m.in. tutaj.
Piękne zabawki, widać, że bardzo kreatywne, chyba się skuszę i kupię takie dla mojego synka. Niestety mam taką chorobę, że jak coś zobaczę w internecie i mi się spodoba to od razu muszę to mieć :)
Mój synek ma tego łosia i jest super.
Uprzejmie donoszę, że ptaki mają stopy.
My mamy motylka, ulubiona zabawka. Wisi w lozeczku prawe od poczatku :) Jest szal caly czas :)